MUST THINK № 6 – e d u k a c j a vol.1

Jest 7 września – u mnie, jak zaczęłam pisać ten post. Tak czy inaczej szkoła zaczęła się na dobre. Tablicę na fb okraszają mi zdjęcia sześcio- i siedmioletnich dzieci moich znajomych, które zaczęły swoją „szkolną przygodę”. Tak naprawdę jednak zaczęły swoją szkolną niewolę, ale który z rodziców chciałby się głośno przyznać do tego, że w imię swojej kariery, wygody, lub starannie pielęgnowanej niewiedzy zwanej też ignorancją, świadomie oddał dziecko na odmóżdżenie znaczy wytresowanie… tfu przechowanie?

Zaczęłam post ostro, ale i ostra będzie pewnie wymiana zdań pod tym postem, więc walę z rykoszetu, żeby kilka pseudoargumentów ustrzelić zanim jeszcze wybrzmią. Bo szkoda czasu na pitolenie, że szkoła jest dobra, że wychowuje, że dziecko musi się uczyć, żeby zdobywać wiedzę i mieć możliwość rozwoju, że szkoła nas ukształtowała, więc i nasze dzieci powinna. GÓWNO PRAWDA.

Mnie na przykład ukształtowali rodzice, podwórko i moje osobiste sukcesy, ale jeszcze bardziej porażki. Ukształtowało mnie też harcerstwo w całej swej nieudolności stosowania metody harcerskiej na mnie i przy całym pięknie swej ideologii. Ukształtowały mnie moje pasje i zainteresowania, oraz ludzie których dzięki nim poznałam. Ale najbardziej ukształtowali mnie przyjaciele. A wśród nich na pierwszym miejscu na Ziemi mój najlepszy przyjaciel – mąż i na pierwszym miejscu nad Ziemią niebiański Tato. Jeżeli zatem Ciebie bezkrytyczny zwolenniku szkoły to ona ukształtowała, to musisz być potwornie zdeformowany, a przy okazji nudny. Ponieważ szkoła systemowa jest nudna i chce wyprodukować nudnego absolwenta – kogoś kto jest przewidywalny, bez inicjatywy i możliwie nie myślący samodzielnie.

Szkoła zagrała w moim życiu rolę czarnego charakteru, który zabierał mi wiele czasu i możliwości doświadczania życia wtedy, kiedy miałam największą ochotę poznawać świat. Ale nie wiedziałabym do końca o tym, gdyby ktoś nie pomógł by mi sobie tego uświadomić. Dziękuję Kuki. I pewnie posłałabym swoją córkę do szkoły nie wiedząc nawet, że można inaczej. A można. Ale wróćmy jeszcze do powodów, zanim przejdziemy do możliwości.

Aby uświadomić sobie rolę i prawdziwą wagę szkoły, naprawdę warto cofnąć się do własnych doświadczeń na tym polu. A przecież każdy z nas je ma i jeszcze nie znam człowieka, który miałby przekonanie, że szkole zawdzięcza coś więcej niż papierek, który był potrzebny do podjęcia danego stanowiska. No, może jeszcze czasem żonę lub męża i paru fajnych znajomych. Ale to nie są korzyści na wyłączność szkoły.

Nasze pokolenie między 25 a 35 rokiem życia, bo w tym właśnie wieku czytelników jest tu najwięcej, doświadczyliśmy trochę innej szkoły niż ta, która dotyka obecnych nastolatków. Inną też szkołą żyli nasi rodzice i dziadkowie. I nie trzeba być Sherlock’iem, ani nawet Holmes’em, aby zauważyć, że ze szkołą i w szkole dzieje się coraz gorzej. Ale wyjściową niech będzie przede wszystkim uświadomienie sobie czym jest szkoła systemowa i komu służy.

Gęba szkoły systemowej

Szkoła systemowa służy systemowi i szkoli ludzi do bycia mu posłusznymi. Masz ochotę wyłączyć tą teorię spiskową? Proszę bardzo, ale pielęgnowanie własnej krótkowzroczności, żeby nie powiedzieć ślepoty na rzeczywistość, nie zmieni faktu, że tak właśnie jest. Szkoła systemowa posiada pewne cechy: jest masowa (propagandowo powszechna), program nauczania jest kontrolowany i narzucany przez rząd (propagandowo ma ujednolicony program i możliwie równy poziom), jest instrumentem władzy w sterowaniu sposobem myślenia populacji (propagandowo kształtuje postawy), uczy spłycania relacji szczególnie po reformie, gdzie dzieci czeka ciągła, co 3 lata, zmiana szkół, a zatem i klas (propagandowo socjalizuje), a nade wszystko tępi umiejętność krytycznego myślenia i samodzielnego wyciągania wniosków, aby człowiek stał się automatyczny zamiast autonomiczny (propagandowo przygotowuje do późniejszego podjęcia pracy).

Najlepszym przykładem tego, że szkoła systemowa wcale nie ma w intencji (wiem, że szkoła nie może mieć intencji, oczywiście chodzi o intencje kreatorów systemu oświaty) dać nam wykształcenia potrzebnego do zaspokojenia naszych potrzeb finansowych poprzez zwiększenie możliwości zatrudnienia niech będzie obecny obraz oferty kształcenia i zapotrzebowania rynku. Jaka jest obecnie największa potrzeba rynku? Potrzeba specjalistów i to praktyków. Zatem największą popularnością powinny cieszyć się szkoły zawodowe i technika, które powinny wyrastać jak grzyby po deszczu i tworzyć coraz to nowe specjalności, odpowiadające aktualnym trendom rynkowym. Tymczasem co się dzieje w Polsce? Jak grzyby po deszczu wyrastają uczelnie wyższe z kierunkami o zawracaniu dupy, stosunkach z dobrą puentą, anatomii głupoty i genezie gumki do ścierania. Uczelnie rozrastają się do rozmiarów korporacji i w rzeczywistości niewiele się od nich różnią, a ludzie masowo wybierają ogólniaki, żeby stać się trybikami tego młynu do produkcji mąki z ludzkich mózgów. W Olsztynie największym zakładem pracy podobno nie jest już francuski Michelin produkujący u nas opony na pół Europy, ale właśnie Uniwersytet Warmińsko-Mazurski.

Myślicie, że Ministerstwo Edukacji Narodowej i Kuratorium Oświaty nie zdają sobie sprawy z tego, że uczelnie wyższe produkują olbrzymie pokłady bezrobotnych, którzy w wieku lat dwudziestukilku nie mają ani doświadczenia zawodowego, ani wystarczającego przygotowania do podjęcia pracy w wykształconym zawodzie? Ba! Sądzicie, że nie rozumieją, że większość kierunków, w szczególności te „humanistycznie” nijak się mają do zapotrzebowania na rynku pracy? Są tylko przechowalnią nieporadnych młodych ludzi, którzy zamiast uczyć się samodzielności trwonią pieniądze rodziców i korzystają z nieprzyzwoicie długiego dzieciństwa, za które potem my jako społeczeństwo płacimy, bo mamy całą bandę roszczeniowo nastawionych do życia „młodych” dorosłych w wieku lat 30. Dawniej trzydziestolatek miał dziesięcioletnie doświadczenie zawodowe, ustabilizowaną pozycję na rynku pracy, rodzinę i dzieci. Dziś trzydziestolatek zaczyna mieć brzuch i zakola, ale nie ma poczucia odpowiedzialności za kogokolwiek, nawet za samego siebie, a trzydziestolatka zazwyczaj nie ma ani dzieci, ani męża, ani nawet posagu, który przejadła na edukację, za to dwa fakultety, nieprzyzwoicie obcisłe spodnie i niepraktycznie długie paznokcie. I może wcale to nie jest moich równolatków wina, że wciąż jeszcze jarają ich nastoletnie podniety pójścia w weekend „na miasto”. Może zwyczajnie tak ich ukształtował system, który zachęcał: ucz się jak najdłużej, ciągnij wiedzy (wódy i kasy od starych) ile możesz, a w życiu jeszcze zdążysz się napracować. A potem okazało się, że system ich oszukał, bo dla kolejnej pani socjolog i eksperta od stosunków (nie tylko) międzynarodowych nie ma wymarzonych ofert pracy, za to można tyrać od rana do wieczora na własnej działalności bez żadnych świadczeń na zlecenie jakiegoś koncernu, który w dupie ma czy lubisz swoją pracę, czy jest zgodna z Twoim wykształceniem, czy się rozwijasz i czy Ci starcza do pierwszego. I jedyne co pozostaje po tym „pięknym czasie studiowania” to kredyt studencki do spłacenia, kilka imprez do przypomnienia, kilka znajomości do zapomnienia i „radość”, że się trochę „pożyło”. Co więcej, sądzicie, że to przypadek iż bezpłatne są studia stacjonarne, a niestacjonarne są drogie? Nie, to nie przypadek, to zachęta do studiowania dziennie. Do stania się kolejnym nieporadnym absolwentem.

Jeżeli uważasz, że to błąd systemu i system dąży do poprawy tej sytuacji, to się grubo mylisz. Bo ta cała rzesza młodych ludzi jest najlepszą grupą do rządzenia. Oni mają oczekiwania i roszczenia. Mają powody oczekiwać czegoś co zostało im mgliście obiecane, ale nie mają powodów, aby tego żądać, bo z nikim nie zawierali na to umowy. Oni będą zależni od Państwa, które będzie starało się „dla nich” znaleźć inwestorów, zakłady pracy, nowe perspektywy. Ale oni będą zmuszeni przyjąć każdą propozycję, bo nie będą mieli żadnego wyjścia awaryjnego. Oni też będą idealnym elektoratem dla jakichkolwiek partii, bo myślą systemowo i potrzebują systemowych rozwiązań.

Nie obrażaj się. Uogólniam. Jest wielu ludzi, którzy przeszło przez edukację systemową, ale nie dali się jej wyssać. Nie mniej mechanizm dla ogółu jest taki jak opisuję. I widzę to najbardziej po moich rówieśnikach, którzy tak ja kiedyś dali się złapać w tą pułapkę. Moje pokolenie jest pierwszym urodzonym lub/i wychowanym w „wolnej Polsce”, a jednocześnie pierwszym, które zostało ukształtowane przez nowy sposób myślenia o rynku, gospodarce i jednostce w tym wszystkim.

Potrzeba edukacji

Nie da się jednak zaprzeczyć, że człowiek potrzebuje się uczyć. Potrzebuje, bo posiada naturalny głód wiedzy i potrzebuje, bo bez wiedzy nie ma ani możliwości, ani świadomości. Czy aby jednak potrzebujemy systemowych rozwiązań i nadzoru?

Edukację wielu traktuje jak zbawienie. Jeżeli będziesz wykształcony/a, będzie Ci się żyło lepiej, łatwiej, pewniej – sądzą. Dla wielu rodziców edukacja ich dzieci jest jedynym wyznacznikiem sukcesu wychowawczego. Oznacza to, że uważają mniej więcej tak: nie ważne jakim jesteś człowiekiem, ważne abyś miał magistra i dobrą pracę. Wykształcenie stało się też sposobem i powodem klasyfikacji ludzi. Dzieje się tak głównie w dużych miastach, ale to przecież tam toczy się życie narodu. W myśl tego Ci, którzy są wykształceni są więcej warci. Ci którym się „nie udało” albo „nie chciało”, mają wielką szansę zostać uznani przez tych co im się „udało” lub „chciało” za gorszych, bo głupszych, leniwszych, lub mniej przewidujących. Powierzchowne wartości stały się w naszej kulturze nadrzędne względem innych i odnoszę wrażenie, że wykształcenie w tym plebiscycie króluje. Co gorsza wyprzedziło nie tylko moralność, ale i nawet doświadczenie życiowe czy zawodowe. Może i pracodawcy wciąż kierują się doświadczeniem naprzód nad wykształceniem, ale nie ma to odzwierciedlenia we wzajemnym szacunku ludzi do siebie.

Podnosimy poprzeczkę coraz niżej

Czy wiesz, że Hitler powiedział: „Gdy będę kontrolował podręczniki, to będę kontrolował kraj”? A czy wiesz, że podręczniki szkolne są pełne błędów a także kłamstw? Na przykład zawierają informacje o rzekomych odkryciach naukowych, które już dawno zostały uznane za oszustwo, aby podeprzeć popieraną przez system teorię. Aby dowiedzieć się więcej obejrzyj ten film. Może i autor nie w każdym wzbudza sympatię, ale skup się nie na nim, a na jego argumentach. Sama pamiętam ze swojej edukacji kilka z wyszczególnionych przez niego oszustw.

Czy zauważyłeś/aś, że poziom edukacji w Polsce drastycznie spada? Zwykliśmy śmiać się z Amerykanów, że nie wiedzą gdzie leży Polska, ale nasze wnuki mogą nie wiedzieć gdzie leży USA, a już na pewno nie będą wiedziały gdzie są poszczególne stany. Czy wiesz dlaczego tak się dzieje? Przecież jest wszelka promocja szkolnictwa wyższego, ale głupim narodem łatwiej się steruje.  Więc poziom maleje, ale jej czas trwania się wydłuża, żebyśmy dłużej byli pod kontrolą i pod tresurą, za którą i tak z rozkoszą zapłacą podatnicy – nasi rodzice. Dlaczego faszerują nas wiedzą bezużyteczną, a nie stymulują w tych obszarach, które sprawdzają się w życiu? Bo człowiek tępi się w ten sposób na radość uczenia. Po wykuciu na blachę wszystkich polskich kopalni i surowców w nich wydobywanych na geografię, przestałam mieć ochotę wiedzieć, gdzie na mapie leży mój dom. Po przeczytaniu 50 kartek „Chłopów” i kilku innych „wielkich dzieł”, które do tej pory nie wiem czy są komukolwiek potrzebne, ale jeśli to na pewno nie zbuntowanej 15stolatce, która zupełnie nie rozumie jeszcze co czyta, odechciało mi się sięgać po jakąkolwiek książkę na następne 10 lat. W zasadzie ze wstrętu do czytania otrząsnęłam się jakieś 3 lata temu. I zupełnie się nie dziwię, że większość polaków nie czyta nawet 1 książki w roku. Sama byłam w tym gronie, a nie uważam się za ostatniego durnia. Ludziom po prostu celowo obrzydzono czytanie, żeby przypadkiem nie sięgnęli samodzielnie po coś, z czego mogli by się czegoś pożytecznego dowiedzieć. Ci co czytają z pasją mieli albo silny wzorzec z domu, albo oprócz tych szkolnych nudów czytali bardzo ciekawe książki, które łagodziły negatywne skojarzenia. Dlaczego wiedza podawana jest w szkole wyrywkowo i nigdy nie jest umiejscawiana z jej zastosowaniem w życiu? Bo my nie mamy rozumieć. My nie mamy myśleć. My mamy nie zadawać pytań. Kiedy uczysz się na matematyce procentów, to nikt Ci nie pokazuje za przykład galerii alkoholi, z których masz wybrać ten, który najszybciej Cię szarpnie za relatywnie najniższą cenę, abyś wiedział po co się tego uczysz. Nie. Masz przed sobą białą kartkę i zieloną tablicę. Masz mieć ręce na ławce i oczy skierowane na Panią nauczycielkę. Masz być posłuszny, grzecznie rozwiązywać zadania i cieszyć się, że ta katorga trwa tylko 45 minut. Ale pojęcie procentów zajmie przeciętnemu dziecku 15 minut, jeśli pokaże mu się to na przykładzie z życia. Jednak nie o czas chodzi w edukacji systemowej. W edukacji systemowej dziecko ma spędzić w murach szkoły określoną liczbę godzin dziennie i tygodniowo. Ma wstawać wtedy, kiedy system każe, jeść wtedy kiedy jest przerwa, mieć ochotę na zabawę wtedy kiedy jest wolne, ma mieć siłę ćwiczyć wtedy, kiedy jest W-F i ma mieć wenę twórczą wtedy, kiedy jest plastyka. Dziecko ma się poddawać odgórnej kontroli rytmu dnia, tygodnia i roku, ma być temu posłuszne, aby bez sprzeciwu stało się kolejnym niezawodnym trybikiem maszynki do robienia kasy. Czy nie?

Dlaczego zdecydowaliśmy się nie posłać córki do szkoły systemowej? Bo oboje się na niej zawiedliśmy. Oboje jesteśmy inteligentni, ale w pewnym sensie nie wykształceni systemowo i dajemy sobie nieźle radę. Oboje mamy łatwość przyswajania wiedzy i bardzo złe wspomnienia z czasów szkolnych. Ja na przykład NIGDY nie ściągałam przez cały okres swojej edukacji. Nie ze świętoszkowatości, ale z poczucia przyzwoitości. Jeśli nie umiem, to nie udaję, że umiem. Wierzyłam w sprawiedliwość i zawiodłam się tyle razy, że nie zliczę, ale nie żałuję ani jednego razu bycia uczciwą względem siebie i innych i nigdy bym tego nie cofnęła. Na obojgu z nas szkoła wywarła piętno zmarnowanego czasu. Nie chcemy tego dla naszej córki. Mania uzyskała ponadprzeciętny wynik w teście na inteligencję. Uczy się wyjątkowo łatwo i uwielbia zdobywać wiedzę. W szkole systemowej miałaby wielką szansę przestać lubić się uczyć w pierwszym roku edukacji, jak z resztą większość dzieci. W imię czego mielibyśmy na to pozwolić? Chcemy dla naszego dziecka tego, co jest dla niej najlepsze, dlatego zdecydowaliśmy nie posyłać Mańki do szkoły.

A jak było/jest u Was? Jak wspominacie czasy szkolne? Czy ktoś z Was uważa, że studia, rzeczywiście przygotowały go do zawodu? Jakie macie szkolne traumy i co szkole zawdzięczacie? Jestem ciekawa czy ktoś z Was ma argumenty aby bronić szkoły? Nie poszczególnych nauczycieli, bo w tym burdelu pracuje wielu świetnych ludzi, pedagogów z powołania, ale szkoły jako instytucji państwowej. Czekam na Wasze komentarze.

Pisząc ten post odkryłam, że mam tak dużo do przekazania na ten temat, że jestem zmuszona podzielić go na minimum 2 części. Vol. 1 jest o edukacji systemowej i powodach odejścia od niej, a Vol. 2 będzie o edukacji domowej jako alternatywie. Przeczytacie w kolejnym poście o tym jak to jest możliwe i jakie są na to sposoby, a także o korzyściach i kontrargumentach na potencjalne zagrożenia.

26 Comments

  1. Dlatego moje studia nie wybierałam pod kątem kierunku, choć oczywiście też, ale pod kątem jak łatwo je zaliczyć. Uczyłam się, ale i tak większość czasu pochłaniała mi moja pasja i to z niej a nie Animacji Kultury, mam dziś pieniądze. Kiedy otworzyłam firmę i przez to nie napisałam pracy magisterskiej ile osób dziwnie na mnie patrzyło… Wtedy wybrałam swój priorytet i stwierdziłam, że 1 papierek w tę czy w drugą nic nie zmieni. Jak będzie trzeba to i tak sobie poradzę. Wiedziałam, co jest dla mnie ważniejsze.

    Teraz w Anglii widzę, że nasz poziom wykształcenia nie jest taki źli. Tatuj trzeba płacić za studia i to chore pieniądze, a pracy pewnej też się nie ma…

    Polubienie

  2. Basia

    Fajnie, że macie taką możliwość. Większość rodziców nie jest w stanie poświęcić się ED. Przy 8 godzinnym trybie pracy to niewykonalne. Chyba, że nas stać na zrezygnowanie z pracy lub opłacenie nauczyciela.

    Polubione przez 1 osoba

    • To prawda. To nie jest rozwiązanie dla każdego. Nawet pewnie nie dla większości. Co nie zmienia faktu, że ze szkołą systemową jest jak jest. Jeśli się jednak nie zamyka na to oczu, każdy może znaleźć swoje rozwiązanie. Są malutkie wiejskie szkoły, które z uwagi na małe klasy realizują edukację systemową, ale jeśli trafi się dobra kadra to jakby trochę poza systemem, są szkoły niepubliczne różnego typu, są stowarzyszenia rodziców, które w ramach zdeklarowanej edukacji domowej prowadzą edukację w grupach. Można znaleźć coś dla siebie, jeśli się tylko szuka. Powodzenia!

      Polubienie

  3. inez111

    Szczerze to do końca nie przeczytałam tego wpisu..za dużo żalu w nim do wszystkiego i zwyklych bredii. Życia w grupie twoje dziecko uczy się kiedy i w jaki sposób, z książek? Za paręnaście lat nastąpi brutalne zderzenie ze światem okrutnych ludzi pozbawionych empatii itp. To jakby żyć w Korei Północnej i po nas tu latach odwiedzić Europę. Oj fundujesz dziecku terapię na kila ładnych lat. Nie wyobrażam sobie aby moje dzieci uczyły się w domu i żebym ja je uczyła. Nie uważam tego za lenistwo, czy szkole jako przechowalnie. Lenistwem jest trzymac dziecko pod kloszem i kontrolowac to co powinno wiedziec a czego nie-robisz to uczac je sama, na nauczycieli wplywu nie masz…

    Polubienie

    • Nie ma we mnie żalu, a konstruktywizm. Żeby coś ocenić obiektywnie, trzeba najpierw zdjąć klapki z oczu, ale do tego trzeba odwagi i … wyobraźni, a Ty jak sama napisałaś „nie wyobrażasz sobie” i właśnie dlatego nie dopuszczasz do siebie żadnych argumentów.

      Polubienie

    • Dziecko edukowane w domu nie jest w domu zamknięte. Wręcz przeciwnie! Ponieważ nauka w domu jest bardziej efektywna, zajmuje 2-3h dziennie. Dzieci mają więcej ochoty i siły na zajęcia dodatkowe: teatry, sporty, języki, scouting. Co do życia w grupie: W naszym przypadku – czwórka dzieci – grupą jest stadło domowe. W takim zróżnicowanym środowisku rodzeństwo i rodzice uczą współistnienia, współpracy, empatii, tolerancji i asertywności. 🙂 Moje dzieci uczą się w domu, młodsze razem, starszy często osobno. We wtorki jeżdżą na zajęcia sportowe, w środy od rana, cała rodzina (beze mnie) jedzie na zajęcia muzyczne do zaprzyjaźnionej rozdiny ED, w której mama jest pro-muzykiem, przy okazji, barterem, moja żona daje jej dzieciom rozszerzone lekcje plastyki. Wieczorem w środy, z grupą lokalsów wynajmujemy rodzinnie salę gimnastyczną, w czwartki języki, w piątki zbiórki harcerskie. KOntaktów towarzyskich aż za wiele! 🙂

      Polubienie

  4. Jensen

    Parampam ujales to idealnie. Czytajac tego bloga nasuwa mi sie jak bardzo chcesz byc inna, ponad to, pokazac swiatu ze na Ciebie nie zasluguje. Masz swietna lekkosc pisania i dobrze sie Ciebie czyta, ale dla mnie to wariactwo co robicie dziecku. Piszesz, ze wyniki testow na inteligencje ma ponadprzecietne, ale pomysl, ze co z tego…. Jak Was kiedys zabraknie to dziecko bedzie siedzialo same posrodku lasu niedostosowane do zycia i co z tej inteligencji…

    Polubienie

  5. parampam

    Troche za duzo tu „manii przesladowczej” zlego systemu, ktory chce zabic czlowieka w czlowieku. Czy tego chcesz, czy nie jestesmy czescia tego spoleczenstwa i predzej czy pozniej trzeba sie bedzie zmierzyc z jego wszystkimi niedoskonalosciami. Odwlekanie tego dziecku nie zmieni wcale faktu, ze na ktoryms etapie w ten system zostanie wtloczone. A prawdziwych indywidualistow jak widac nie udalo mu sie zabic, musieli sie po prostu przystosowac i nauczyc zyc po swojemu w swiecie takim, jaki jest. To jest wlasnie najwazniejsze w systemowej edukacji.Gratuluje poczucia nadrzednosci i wszechmocy – moze teraz wydaje Ci sie to proste bo stopien trudnosci pytan Twojego dziecka jeszcze Twojej wiedzy nie przerasta. Patrzac na rzeczy, ktore piszesz widze, ze koniecznie chcesz isc pod prad i na wszystko miec swoja lepsza odpowiedz, niekoniecznie dlatego, ze jest ona faktycznie „lepsza” a po prostu musi byc „na opak”. Odbierasz swojemu dziecku szanse wyboru kim chce byc i jak ma zyc – czy tak jak Rodzice buntowac sie przeciwko swiatu i jego wszystkim komercyjnym niedoskonalosciom, czy stac sie czescia tego ajk to jest poukladane na swoj wlasny niezlezny sposob. Nie pozwalasz doswiadczac…

    Polubienie

    • duch_z_

      tobie rodzice też nie pozwolili wleźć do ognia, ojj biednyś że nie pozwolili doświadczyć. lol

      Polubione przez 1 osoba

  6. Justyna

    Ja mam za sobą dylematy związane z wyborem między edukacją domową czy systemową. Sama zawsze czułam się niekompatybilna z systemem, wiele lat bezskutecznych mentalnie prób dostosowywania do zasad, prawd, bezdyskusyjnych nakazów i zakazow, poczucia niesprawiedliwości, a wreszcie rozbicia głowy o najpierw studencką a potem pracową rzeczywistość. Nie mogłabym sobie wyobrazić, że moje dziecko wtłoczę do tego odmóżdżającego, nieżyciowego kieratu. A jednak to zrobiłam. Może popełniłam jakiś błąd, może za bardzo mi zależało. ED planowałam od kiedy moja corka miała kilka miesięcy. Mam pewne doświadczenia w przekazywaniu wiedzy skutecznie w fajny, wydawało mi się, sposób. Lubiłam uczyć czy pomagać w nauce znajomym dzieciom. Jednak okazało się, że jestem fatalnym nauczycielem mojego własnego. Moja córka odkąd pamiętam zawsze reagowała oporem na wszelkie moje próby przemycania nauki w zabawie, choć naprawdę nie wydaje mi się żeby one były nachalne. Ona 7 zmysłem błyskawicznie wychwytywała, że to w jakiś sposób nią steruje, ograniczając wyobraźnię czy swobodę w nadawania kierunku zabawie. I zdecydowanie protestowała. Efekt był taki, że musiałam ją posłać do szkoły albo wynająć prywatnego nauczyciela. Z racji tego, że nie znałam nikogo, kto mógłby ją uczyć a sama już się poddałam, wylądowała w szkole, w dodatku jako 6 latka, kompletnie nieprzygotowana, bez znajomości ani cyfr ani liter. Umiała napisac mama i swoje imię, bo tyle wycisnęły z niej panie w przedszkolu. Odczuwałam to jako swoją osobistą porażkę. Na początku szkoły przeżyłam gehennę, gdy znów słyszałam te same co przed laty szkolne, ideowe frazesy i znów bunt i znów próba uświadamiania, że nie można wszystkich pod linijkę, ze nie stopnie są najwazniejsze, że zawalają całe popołudnia pracą domową, włażąc człowiekowi z butami z tym całym swoim system do domu, że jak dziecko jest chore to ma leżeć i wypoczywac a nie się uczyć i przepisywac zeszyty, że jak można nakazac nawet to jaki długopisem ma pisac skoro woli inny i wogóle zawracanie kijem Wisły. Z czasem spokorniałam, bo okazało się, że moja córka nad wyraz dobrze czuje się w szkole. W domu miała pełną swobodę wyrażania poglądów, porządkowania bałaganu, chodzenia spać, gdy czuła się zmęczona a nie konkretnej godzinie, organizowania swojego czasu w dowolny sposób a o dziwo doskonale dostosowała się do rytmu, porządku, zorganizowania i niestety chyba czuje się w tym bezpieczniej. Jest idealnym systemowym wychowankiem. Zorganizowana, przygotowana i to z entuzjazmem. Niejedna matka byłaby dumna z takiego ucznia. Ja nie jestem ale trudno mi walczyć z czymś, co mam wrażenie sprzyja jej charakterowi, potrzebom, temperamentowi. Myślałam, że będzie taka jak ja i ja chciałam jej dać wsparcie jakiego sama nie miałam a tymczasem moje dziecko jest inne. Może swoboda i luz w domu pozbawiła ją potrzeby buntu? Popełniłam błąd, zakładając jaka jest. Na szczęście dla niej, przekonałam się o tym odpowiednio wczesnie. Argumenty argumentami a matka czuje najlepiej, co będzie dobre dla jej dziecka. Chyba, że intuicję zagłuszą własne doświadczenia i przekonania. Życzę Wam by dla waszej Mani Ed była tym właściwym rozwiązaniem. Szczególnie, że będziecie chcieli uczyć ją niekoniecznie zgodnych z programem rzeczy, które będzie musiała znać choćby na zasadzie, że trzeba znać to z czym się nie zgadzamy. Będzie musiała zaliczać testy sprawdzające Wasze poczynania.

    Polubienie

    • Miśka

      Może idealnie byłoby, gdyby dziecko miało samo możliwość wyboru lub chociaż wypowiedzenia własnego zdania. Rok nauki w zwykłej szkole i rok nauki w domu, tak by same dzieciaki miały coś do powiedzenia na ten temat, nawet przez pryzmat dziecinnych argumentów, które mogą być nie po myśli rodziców „wiedzących lepiej”.

      Polubienie

      • Miśka. Moja córka nie chce iść do szkoły i ma możliwość wypowiedzenia swojego zdania :). Wiem co pomyślisz: pewnie tak jej przedstawiłaś szkołę, że nie chce do niej iść. Otóż nie. Myślałam o ED ale jeszcze nie byłam przekonana i moja córka przyszła do mnie i powiedziała, że nie chce iść do szkoły. Nie do końca wiem co usłyszała i od kogo, ale Ona ma swoje zdanie na ten temat. Poza tym Mańka zna systemową edukację, bo chodziła do przedszkola i pod koniec zerówki sama zdecydowała, że już nie chce tam chodzić. Kto tu jest widzący lepiej – ja czy Ty?

        Polubienie

    • Dzięki Justyna za ten osobisty komentarz. Nie twierdzę, że edukacja domowa jest rozwiązaniem dla każdego. Z edukacją systemową jest tak, że jako ogół widzę ją tak jak ją opisałam. Ale w każdej regule są wyjątki. Wyjątkiem będzie genialny nauczyciel, który jest pedagogiem z powołania i mimo barier systemu stanie na uszach, żeby wycisnąć jego (systemu) możliwości jak cytrynę. Wyjątkiem może być świetna grupa dzieci i świadomi rodzice, którzy będą organizować się i robić wszystko, żeby dać dzieciom max. Niestety decydując się na edukację systemową, będąc świadomym jej ułomności, trzeba liczyć na szczęście, albo mieć szczęście wybrać sobie szkołę, która trochę wychodzi poza ramy. Ale rozwiązań „antysystemowych” w ramach systemu jest trochę, szczególnie w dużych miastach, choć czasem maleńkie wiejskie szkoły są genialną alternatywą dla bezimiennych przechowalni dzieci. Ja jednak postanowiłam nie liczyć na szczęście, choć gdybym nie poznała alternatywy, Mańka trafiłaby „na szczęście” na naprawdę świetną, najbliższą wiejską podstawówkę z maleńkimi klasami. Ale kiedy się przeprowadzimy, możemy nie mieć tyle szczęścia.

      Polubienie

  7. Mamy w domu, w trybie edukacji domowej trzech chłopców! 🙂 i jedną małą Helenkę na doczepkę. Wczoraj, z najstarszym, gimnazjalistą, śmialiśmy się do rozpuku próbując sobie wyobrazić jak biedny płaz skupia się i wytwarza w procesie ewolucji staw biodrowy! Albo jakpierwszypraOjciecpierwotniak postanawia mieć oko i wymutowuje je w procesie 360000 przypadkowych mutacji 🙂 [http://inteligentny-projekt.pl/pl/index.php/optyka-i-ewolucja]…. eh. Hodujemy parszywych odrzutków systemu. Jednostki nieprzystosowane do kieratu i papki. Jednostki indywidualne – co przez niektórych jest głównym argumentem dla krytyki ED. Wydaje mi się, że mamy już jakieś sukcesy. najstarszy, trzynastolatek, od dwóch lat pisze książki, czyta jak smok, ma ogromną wyobraźnię. Średni przejawia wielkie talenty manualne, plastyczne, rzeźbiarskie, najmłodszy pilnie ich podgląda.
    A przy tym wszystkim chłopaki są bardzo ciekawi świata, nagrzani na sport, na rywalizacje, na spotkania z innymi.
    Ale najważniejsze w tej całej zabawie jest to, że jesteśmy razem, wspólnie, praktycznie ciągle. 🙂

    Polubione przez 1 osoba

    • Czapa! Temat ewolucji jest też argumentem, żeby oszczędzić dzieciom tej sieczki :). Jakże chciałabym zobaczyć kiedyś wasz dzień z życia…

      Polubienie

      • Sir. Bóbr

        tej nieszczęsnej ewolucji to bym tak nie hejtował, teorie są różne i warto je znać, przy czym komplet teorii składa się z argumentów za i przeciw, to czy się coś zna nie determinuje czy się to wyznaje, a przynajmniej idzie ogarnąć co do ciebie rozmawia ktoś kto zna tylko jedną teorię z bardzo szerokiego spektrum podań, legend i teorii dotyczących danego zagadnienia ( i np dogadać się z takim osobnikiem w jego języku nie wchodząc niepotrzebnie w tematy ideologiczne)… wot zawsze lepiej patrzeć trochę szerzej niż trochę węziej 😉

        Polubienie

      • Zgadzam się, że bajkę o ewolucji trzeba znać, ale w szkole jest przedstawiana jako jedyna, jako naukowa i jako udowodniona, tym czasem nie jest ani jedyna, ani naukowa, ani udowodniona i moje dziecko będzie to wiedziało, a te dzieci, które uczyć się będą w szkole systemowej i rodzice tego nie uzupełnią, będą myślały, że w szkole dowiadują się samej prawdy i tylko prawdy.

        Polubienie

  8. Miśka

    Edukacja domowa ma chyba tylko jeden zasadniczy minus – nie uczy życia w większej społeczności – przyjaźni, antypatii, intryg, sympatii – całego spectrum zachowań (bo szkoła to zlepek dzieciaków z różnych środowisk, różnie wychowanych i z różnymi problemami), z którymi później zetknie się w dorosłym świecie. Aspekt, który nie ma związku z samym programem nauczania, a kształtuje się na przerwach, wycieczkach, wspólnej nauce, biadoleniu na nauczycieli, obrażaniu się, sieci zależności kto kogo lubi i dlaczego, że na świecie są ludzie dobrzy i źli, przyjaciele i błazny, na których trzeba uważać.
    Tego nie zastąpią rodzice, ich opowieści, przykłady z życia, ani kilka rówieśników z podwórka czy z kółek zainteresowań (tu spotkają się dzieci o podobnych pasjach i wrażliwości).
    Niestety ocenę z tego „przedmiotu” dziecko (i rodzice) otrzymają za naście lub -dziesiąt lat kiedy może być za późno, a edukacja domowa jest na tyle młodym zjawiskiem, że nie sposób jeszcze ocenić jak kształtuje młodych ludzi i jak sobie później radzą w życiu. Materialnie i duchowo na pewno super, ale czy potrafią tworzyć szczęśliwe związki i ustrzec się intrygantów i ukrytych wrogów?

    Polubienie

      • Miśka

        prędzej czy później trafią na takich, nie da się stworzyć czegoś na miarę filmowej Osady, z daleka od „cywilizacji”

        Polubienie

    • Standardowy ton każdego kto słyszy o ED :). Edukacja domowa młoda? Co Ty Miśka przegapiaś hisorię ludzkości? Edukacja systemowa jest młoda bo ma zaledwie 100 lat z hakiem. Wcześniej ludzie uczyli się wyłącznie w swoich małych społecznościach od rodziny począwszy. I nikt ich w namiocie nie zamykał na izolację od innych dzieci do czasu „matury”. Ani teraz nikt dzieci spoza sytetu szkolnictwa nie odseparowuje od rówieśników. Tyle, że nasze dzieci mają głównie wspomniane przerwy i wycieczki, a są pozbawione jedynie bezdusznych 45 minut w ławce :).

      Polubienie

      • Miśka

        Nie, nie, mi chodzi o czasy teraźniejsze – świat się zmienił na tyle, że inaczej wygląda życie w społeczności obecnie, a inaczej wyglądało jeszcze 50 lat temu, edukacja domowa ówczesna inaczej wyglądała niż edukacja domowa dzisiaj. Dzisiejsza ma trochę „ciężej” co nie znaczy, że nie ma racji bytu. Grunt to przemyśleć i mieć patent na kilka trudniejszych kwestii, ale absolutnie nie zniechęcam do ED, bo sama uważam aktualny poziom szkolnictwa za żałosny i pogarszający się z roku na rok.

        Polubienie

  9. agu

    System szkolny wspominam jak najgorzej, a z drugiej strony pamiętam też, że osobowość jednego dobrego nauczyciela potrafi wszystko wywrócić do góry nogami.. 🙂 Cieszę się, że przecierasz szlaki w domowym nauczaniu, może kiedyś będę mogła z Twoich doświadczeń skorzystać, bo na razie to interesuje mnie to tylko teoretycznie..

    Polubione przez 1 osoba

  10. Basia

    Dla mnie największą przygodą była nauka w szkole podstawowej. Wspominam to to dziś. Wspominam bardzo pozytywnie. Pierwsze przyjaźnie, konkursy recytatorskie, zawody w piłkę ręczną, plastyka, zajęcia pozalekcyjne, występy na akademiach. Ach! No po prostu bajka!
    Liceum=trauma i wolałabym o tym zapomnieć. Nie pamiętam ani jednego przyjemnego dnia z tego okresu nauki. No może maturę z geografii, tą ustną, gdy mój przyszły wykładowca zrobił idiotkę z mojej Pani „profesor”, a potem dał mi maksymalną ilość punktów (zdawałam maturę łączoną w 2003 r.).
    Natomiast studia to było coś… dorosłość. Nareszcie traktowali mnie jak odpowiedzialną osobę. Najważniejsze, że lubiłam to studiowanie i na ten kierunek poszłabym raz jeszcze. No i znowu nowe przyjaźnie, utrzymywane do dziś. Najważniejsze jest to, że pracuję w zawodzie. Studiowanie i praca to inna bajka, no ale jakieś podstawy merytoryczne miałam.
    Edukacja domowa. Nie jestem ani za, ani przeciw, ale co z tymi kontaktami z rówieśnikami w edukacji domowej? Kiedy będzie czas na przyjaźnie, zabawy z koleżankami po lekcjach, pierwsze miłości…? Dziecko najbardziej rozwija się wśród innych dzieci. Widzę to po swoim synu. Chodzi dopiero 4 tydzień do przedszkola, a już zauważam zmiany w jego zachowaniu. Oczywiście będą i złe nawyki, ale my też kiedyś pierwszy raz powiedzieliśmy „kurwa”, napiliśmy się wina i zapaliliśmy peta 🙂 Każdy ma swój czas… 🙂 Pozdrawiam i czekam na kolejne wpisy. B.

    Polubienie

Możliwość komentowania jest wyłączona.