I co z tego, że kobieta pracująca.

I co z tego, że żadnej pracy się nie boi. Co z tego, że umie położyć płytki. Co z tego, że może murować jak trzeba. Fugować. Skrobać tynki. Cokolwiek. Co z tego?

Wymarzyłam sobie, że budowa to będzie czas w którym będziemy z mężem ramię w ramię remontować dom niemal sami. Od podstaw do zamieszkania. Widzę w takiej postawie wielką wartość. Każda własnoręcznie wykonana rzecz czy czynność w swoim mieszkaniu cieszą i dają wielką satysfakcję. Dobrze jest znać każdy kąt swojego domu. Nie tylko zewnętrzną, wykończoną już „na gotowo” warstwę, ale i to co jest pod spodem. Wiedzieć skąd się co wzięło i jakim nakładem pracy.

Tymczasem życie jak zwykle zweryfikowało trochę mój pogląd. Nic nie stoi na przeszkodzie, żebyśmy cały remont przeprowadzili sami, ale… nie mielibyśmy najmniejszej szansy zdążyć do najbliższej zimy. A zdążyć musimy. Dlaczego? Bo mamy 3 konie, 3 duże psy i 2 koty. Bo nie zabierzemy ich na stancję, ani do rodziców, z którymi nie mieszkamy już ponad 10 lat, więc ciężko byłoby nawet wyobrazić sobie taki powrót. Bo zimy w przyczepie campingowej nie przetrwamy i aktualnie można powiedzieć, że jesteśmy bezdomni. Wprawdzie dom mamy, ale gdyby dziś przyszła zima to ten dom nie da nam schronienia. Dlatego czas to nasz najgorszy wróg. Każdy dzień na budowie to dla nas być albo nie być. Może tego dziś nie widać, bo jest lipiec, a do chłodnej jesieni jeszcze daleko. Ale prac do wykonania do tego czasu jeszcze więcej. Ale choć są wakacje i to względnie ciepłe, to uwierzcie mi, że noce są chłodne, szczególnie po ulewach i bywa, że musimy dogrzewać przyczepę. W lipcu. Więc grudzień w przyczepie zdecydowanie odpada.

W związku z tym na naszej budowie dzień w dzień pracuje dzielna ekipa. W ekipie nie ma ani jednego profesjonalisty i dlatego nikt nie partoli, nikt się nie wymądrza, ani nikt nie leci rutynowo. Ekipa jest myśląca, trzeźwa i chętna do pracy. Jedynym minusem jest to, że około 40% kosztów całego remontu pochłonie u nas wynagrodzenie dla pracowników. Dużo? Jak ktoś ma czas remontować samodzielnie, bo ma gdzie mieszkać, to jest to duża oszczędność. My na tą oszczędność nie mamy niestety czasu.

Marzyłam o tym, aby codziennie zakładać robocze ciuchy i być częścią tej ekipy. I co z tego, że nie boję się męskich prac. I co z tego, że nie mam dwóch lewych rąk. I co z tego, że szybko się uczę. Na nic moje zalety, skoro i tak mogę tylko … G O T O W A Ć.

Dieta warzywna na której jesteśmy ma to do siebie, że nie nasyca tak jak mięsna. I mój ciężko murujący mąż jest wiecznie głodny, choć bilansuję mu białko, choć liczę węglowodany. No spala chłop i tyle. Między przygotowaniem jednego a drugiego posiłku idę z psami, sprzątam, ogarniam konie, załatwiam jakieś papiery i znów gotuję. Kiedy próbuję nagotować na dwa dni to szanowny małżonek korzysta z nieograniczonej dokładki i zjada obiad na dwa dni w jeden. I następnego dnia znów gotuję tylko już nie mam z czego, bo produkty wykorzystałam dzień wcześniej i jeszcze pomiędzy posiłkami jadę po zakupy.

Prawda jest taka, że żadna ze mnie bohaterka remontu. Mieszkam w kuchni.

Prawda jest też taka, że kiedy uda mi się wyrwać 2 h w ciągu dnia na porobienie czegoś na rzecz remontu jestem spełniona jak nigdy… Czy da się to jakoś zmienić? Nie wiem. Będę próbować. Może zaczniemy ściśle pościć? Nie wierzę, że post przybliża do Boga, bo wiem, że Jezus już nas do Boga przybliżył i żadna rezygnacja z pokarmów tego nie zmieni ani w tą ani „we wtą”. Ale gdyby post MOJEGO MĘŻA miałby MI dać choć jeden dzień w zakurzonych ogrodniczkach, to brałabym.

Z drugiej strony trzeba się cieszyć, że mam gdzie gotować i co do gara włożyć. I tyle byłoby z mojego użalania się nad sobą. Ale na dach kurnika wlazłam sama i naprawiłam go. Sama. Sama też zamierzam urządzić w nim siodlarnię. To będzie mój mały, prywatny sukces.  Albo moja osobista porażka. Czas pokaże.

 

1 Comments

  1. panikamilam

    Kochana Ty, moja, taka Nieidealna! Jesteś bohaterem swojego kurnika:)
    P.S.
    Kupiłam dom…letniskowy ale solidny i ogrzewany, w miejscu bez zasięgu, netu i tv… w górach, nad zalewem, na zadupiu… słowem moja córka mnie nienawidzi 🙂 i remontuję, bo nie ma ogrodzenia, studni a wsio zarosło wszystkiemi dobrami łąkowymi…kocham ten stan!
    Powodzenia pożyczam i Tobie i sobie !
    Buziole kurnikowo-kuchennne!
    panikamilam

    Polubienie

Możliwość komentowania jest wyłączona.